wtorek, 17 czerwca 2014

Miłość z dzieciństwa...

Gdy dotarłam do Gorzowa, wysiadłam na przystanku najbliżej mieszkania moich rodziców. Gdy tak szłam do nich, zastanawiałam się czy zadzwonić do mamy czy nie, że przyjechałam. Wiedziałam, że bardzo się zdziwi moją wizytą i również wiedziałam, że domyśli się, że coś jest nie tak, w końcu to matka. Bałam się spotkania z ojcem, bo przecież po ostatniej wizycie jego u mnie nasze stosunki uległy poważnemu nadszarpnięciu, a wręcz zerwaniu. Po mimo tych myśli i tak przyjechałam. Gdy mama zobaczyła mnie przed swoimi drzwiami, strasznie się zdziwiła i jednocześnie ucieszyła:
- Cześć córeczko! Co tu robisz?
- Zdałam już wszystkie egzaminy i przyjechałam na wakacje i w odwiedziny.
- Nie stój tak w drzwiach. Wchodź do środka. Zobacz Stasiek kto nas odwiedził!
- Cześć tato.
- Teraz tato. Co ty tu robisz? Przecież Ci powiedziałem, że nie chcę Cię widzieć! Czego ty nie rozumiesz? Teraz jak potrzebujesz pomocy to widzisz rodziców.
- Nie potrzebuje żadnej pomocy, po prostu przyjechałam Was odwiedzić. Rozumiem, ale przyjechałam do mamy, a nie do Ciebie, to jest tak samo jej dom jak i twój i może przyjmować gości jakich chce.
- Wszystko to takie przemądrzałe. Niech was diabli!
- Przestań Stasiek. Ciągle narzekasz. Nic Ci nie odpowiada i dziewczyna ma rację! Gdzie masz tego chłopca swego. Jak on miał na imię?
- Radek. Nie mógł przyjechać bo ktoś musi pilnować interesu więc przyjechałam sama.
Oczywiście kłamałam i robiłam minę do złej gry. Myślałam, że tak uda mi się przekonać mamę lecz wątpiłam w to, żeby mi uwierzyła, za bardzo mnie znała. Pewnie czekała, aż sama do niej przyjdę i jej powiem co mnie gnębi. Mój pokój nic się nie zmienił. Stały w nim te same meble co wcześniej, książki na półkach, kwiaty na parapetach, musiała mama kupić nowe bo storczyki zabrałam ze sobą. Łóżko nadal te same, a na nim moja ulubiona poduszka, którą dostałam w prezencie. Wchodząc do tego pokoju zaczęłam się cieszyć, że nic się nie zmieniło, że wróciłam na swoje stare śmieci, przypomniały mi się radosne i miłe chwilę, ale równocześnie przyszły mi do głowy te złe, które nadal pamiętam z dzieciństwa i przed, którymi tak na prawdę uciekłam do Poznania. Nie chciałam nic jeść, odświeżyłam się tylko i poszłam na spacer. Zwiedziłam miejsce gdzie kiedyś chodziłam z całą swoją paczką, trochę ich mi brakowało. Tak dawno się nie widzieliśmy. Byłam ciekawa co u nich słychać, ale kontakt się urwał niestety. Wiem, że jeden mój przyjaciel nadal tu mieszkał, ale nie wiedziałam gdzie dokładnie. Idąc praktycznie pustymi ulicami bo był już wieczór, a większość ludzi gdzieś balowało, myślałam o Radku. Chciałam zadzwonić, powiedzieć , żeby się nie martwił, ale z drugiej strony chciałam go trochę przytrzymać w takiej niepewności, żeby dostał nauczkę. Włączyłam telefon, żeby zobaczyć czy mam jakieś połączenia od Radka. I tak idąc zamyślona i gapiąc się w ekran telefonu wpadłam na kogoś, po czym się okazało był to mój przyjaciel z paczki no i moja dawna miłość:
- Julia? To Ty?!
- Tak, to ja. Cześć. A ty nadal tutaj?
- No jak widać. A ty co tutaj robisz?
- Przyjechałam odwiedzić rodziców.
- I dlatego teraz spacerujesz sama, późnym wieczorem?
- Musiałam się przewietrzyć i coś przemyśleć. A ty?
- Ja wracam do domu, jak widać byłem na zakupach. To co może wrócimy razem i porozmawiamy?
- To ty nadal mieszkasz w tym samym bloku co moi rodzice?
- Tak. To jak?
- No pewnie. Bardzo chętnie. Myślałam, że mieszkasz sam, a ty nadal z mamusią. Mami synku. Hehe.
- No tak wyszło. To nie do końca mój wybór.
- Jak to?
- Moja mama jest chora. Ma raka płuc. Nie chciałem jej zostawić samej, bez opieki. Nie wiadomo ile jej zostało życia. Moja siostra jest za granicą i wiesz nie może się nią opiekować, a mnie nie stać na pielęgniarkę.
- O matko! Przepraszam... Tak wypaliłam z tym mami synkiem. Jak się czujesz? Radzisz sobie jakoś?
- Ja dobrze, choć lekko zmęczony. Jakoś daje radę. Dziękuję.
- No a jak twoje życie prywatne? Masz kogoś? Żonę? Dzieci?
- Nie mamy żony. Umarła 3 lata temu. Miała białaczkę. Mam synka w wieku 7 lat i mieszkamy teraz z moją matką. Pracuje, a sąsiadka z góry nam pomaga i pilnuje Jasia jak idę do pracy.
- O boże! Strasznie mi przykro... Nie wiedziałam, przepraszam.
- Nic nie szkodzi. A jak twoje życie osobiste? Jak studia?
- Dobrze. Zdałam wszystko i o to jestem. Jakoś się układa pomału.
- Przepraszam, ale muszę już lecieć. Wpadnij jutro na herbatę albo pójdziemy na jakiś spacer.
- Dobrze. Dziękuję za zaproszenie.Jak byś potrzebował pomocy to wiesz gdzie mnie szukać?
-Tak. Dziękuję.
 - Pozdrów mamę i synka. Dobranoc.
- Dobranoc.
Zrobiło mi się cholernie głupio, wypaliłam z taką gafą,a tu się okazało coś takiego. Jego mama od zawsze paliła, ale nikt nie przypuszczał, że będzie miał raka. W ogóle strasznie mi go szkoda. Tyle przeszedł. stracił żonę, sam wychowuje syna, teraz matka mu umiera i sam się nią musi zająć. Podziwiam go z tego co mówił to świetnie sobie radzi z pracą, synkiem, obowiązkami domowymi jak na mężczyznę. Przykro mi było, że urwałam z nim kontakt i nic nie wiedziałam o jego życiu i problemach. Może potrzebował pomocy i ja bym mu wtedy pomogła, tylko, że mnie wtedy ie było. Nie będę mogła sobie tego wybaczyć tym bardziej, że my byliśmy kiedyś nierozłączni. Marcin wiedział o mnie wszystko, a ja o nim. Lecz teraz się to zmieniło i to bardzo...Mam ogromne wyrzuty sumienia....


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz