wtorek, 8 lipca 2014

Rozmowa...

Gdy wysiadłam z pociągu zauważyłam, że Radek siedzi na ławce i czeka na mnie. Nie wiedziałam jak się zachować, z jednej strony cholernie za nim tęskniłam, miałam ochotę się do niego przytulić, pocałować i tak zostać na kilka godzin, ale z drugiej strony było mi głupio po tym wszystkim. Małymi krokami zbliżałam się do niego a on do mnie, oboje wpatrzeni w siebie, jak by nic wokół nas nie istniało. Gdy byliśmy już dość blisko siebie, wykrztusiłam z siebie:
- Cześć, dziękuję, że przyjechałeś po mnie.
- Nie ma za co.
I staliśmy tak chwilę zupełnie milcząc. Aż w końcu Radek zrobił pierwszy krok i mnie przytulił. Gdy odwzajemniłam uścisk, poczułam w jego dłoniach, że odetchnął z ulgą, ja w sumie też. Po jakimś czasie puściłam go, a on mnie i wtedy powiedziałam:
- Chodźmy już do domu.
- Dobrze.
Jechaliśmy całą drogę w ciszy, żadne z nas nie miało odwagi zacząć rozmowy o tym co się stało, a tym bardziej o czym innym bo to by świadczyło, że zmieniamy temat specjalnie, aby tylko uciec od tej rozmowy, która nas i tak nie ominie. O dziwo Radek zaczął pierwszy:
- Julia naprawdę bardzo Cię przepraszam, zachowałem się jak idiota. Jestem za bardzo zazdrosny, masz rację. Powinienem Ci bardziej ufać, tym bardziej, że nie mam powodów do tego, żeby Ci nie ufać. Zacznę nad sobą pracować, obiecuje. Wybaczysz mi?
- Tak, ale naprawdę zacznij się zmieniać bo na dłuższą metę nie da się tak żyć. To jest chore. Zamkniesz mnie w klatce i nie będziesz pokazywał światu? Mężczyzn spotkam wszędzie, nawet jak będę jechać do pracy, więc tego nie unikniesz.
- Tak wiem i rozumiem to i chcę się zmienić, naprawdę , ale potrzebuje Ciebie.
- Dobrze, wiesz, że możesz na mnie liczyć, ale jak wydarzy się jeszcze takie zdarzenie to koniec z nami.
- Dobrze, rozumiem. Dziękuję za kolejną szansę. Kocham Cię.
- Ja Ciebie też.
Złapał mnie za rękę i tak trzymając się za ręce jechaliśmy do domu. Do naszego domu. Po tej rozmowie poczułam dużą ulgę, bo strasznie się jej bałam, ale jak dalej będzie między nami pokaże czas. Jednego byłam pewna, że kocham go i to się nie zmieni. Byłam zmęczona i jednocześnie szczęśliwa, że wszystko wróciło do normy, że wracam do domu, że wróciłam do Radka i, że wszystko sobie wyjaśniliśmy. Radek poruszył jeszcze jeden temat, a mianowicie Marcina:
- Kim dla Ciebie jest ten facet, z którym widziałem Cię pod blokiem?
- To jest mój przyjaciel z dzieciństwa. Znamy się bardzo długo, ale wyjeżdżając na studia kontakt się urwał, nic mu nie powiedziałam, że wyjeżdżam, zmieniłam numer telefonu. Nie wiedziałam, że mieszka w rodzinnym mieście, myślałam, że też gdzieś wyjechał na studia, ale życie go tak doświadczyło, że niestety wrócił do rodzinnego miasta.
- A co takiego się wydarzyło?
- Poślubił kobietę i ma syna, ale jego żona umarła 3 lata temu na białaczkę i sam opiekuje się i wychowuje syna, który ma 7 lat, do tego musiał się nauczyć gotować, sprzątać i wiele innych czynności kobiecych. Mało tego jego matka ma raka płuc i musi się nią zajmować stąd jego pobyt w rodzinnym mieście.
- To straszne, na prawdę, ale podziwiam go, nie każdy facet miał by tyle odwagi i siły.
- Tak dokładnie. Strasznie mi było głupio, że po tylu latach przyjaźni urwałam z nim kontakt tym bardziej, że w tych najgorszych momentach swojego życia mógł mnie potrzebować i przeprosiłam go za to.
- Dobrze zrobiłaś, ale nie obwiniaj się już, skąd mogłaś wiedzieć, że tak jego los się potoczy.
- Chcę, żebyś wiedział, że podałam mu swój numer telefonu by tym razem nie popełnić tego błędu co kilka lat temu i mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko?
- Nie mam, nic a nic.
Uśmiechnął się i prowadził dalej. Myślę, że ten wyjazd do rodziców wiele mu dał do myślenia i , że odrobinę zrozumiał. Chyba już nie popełni takiego błędu z tą swoją zazdrością. Czuję , że dobrze postąpiłam wracając i dając Radkowi kolejną szansę. Mam nadzieję, że już wszystko się ułoży i będzie dobrze, lecz nadzieja matką głupich...