czwartek, 14 sierpnia 2014

Nieoczekiwany telefon...

Dzień rozpoczęłam jak co dzień, czyli rutyna. Dziś miałam w planach pójść na uczelnie i do lekarza rodzinnego, aby sprawdzić czy to co mi dolega, to nie czasami jakaś błahostka. Dzisiaj zajęcia zaczynałam o 8, więc jak wstałam to Radek jeszcze spał, lecz dzisiaj nie mogłam sobie popatrzeć jak śpi, bo nie miałam na to czasu. Zrobiłam mu kanapki do pracy i zostawiłam na stole kartkę: "Jestem na uczelni. Na stole masz kanapki do pracy. Nie zapomnij zabrać. Miłego dnia". Między nami nadal był taki niewidzialny mur, który czuło się w powietrzu, lecz z czasem się zmniejszał, na szczęście. Na uczelni zostałam bardzo serdecznie przywitana przez Marlenę i inne koleżanki. Zajęcia mi się strasznie dłużyły, a miałam sporo do powiedzenia Marlenie, bo strasznie długo się nie widziałyśmy. Zajęcia miałam do 13, więc spokojnie mogłam iść do lekarza. Gdy byłam już na miejscu i czekałam na swoją kolej, zaczął dzwonić mój telefon, myślałam, że to Radek, lecz się pomyliłam. Gdy zobaczyłam kto dzwoni, trochę się zdziwiłam, a był to Marcin:
- Cześć, możesz rozmawiać?
- Cześć, tak mogę, choć niedługo. O co chodzi? Coś się stało? Bo masz strasznie smutny głos?
- Tak. Chciałem Ci powiedzieć, że moja mama dzisiaj rano umarła.
- O Matko! Bardzo mi przykro. Radzisz sobie?
- Tak spokojnie, ja byłem na to przygotowany, choć i tak bardziej to przeżywam niż myślałem.
- No wcale się nie dziwię, nie można się przygotować na śmierć bliskich.
- Pogrzeb będzie w piątek. Pomyślałem, że chciała byś wiedzieć i być może przyjechać.
- Tak na pewno przyjadę. Dziękuję za wiadomość i bardzo mi przykro, ale pamiętaj, że możesz na mnie liczyć i, że jestem, a teraz niestety muszę już kończyć. Do zobaczenia. Trzymaj się.
- Dziękuję. Dobrze. Pa.
Szkoda, że Pani Lucyna zmarła, to była naprawdę miła i wesoła kobieta. Będę musiała porozmawiać z Radkiem i zapytać czy jedzie ze mną czy zostaje w domu. Jak pojadę to na cały weekend i przy okazji odwiedzę rodziców. Chciałam zadzwonić do mamy i uprzedzić ją, że przyjadę, lecz nadeszła moja kolej i weszłam do gabinetu. Po zbadaniu lekarz stwierdził, że wszystko jest w porządku, że być może przyczyna bólu tkwi gdzie indziej i poradził mi, abym udała się do innego specjalisty. Z jednej strony się ucieszyłam, lecz z drugiej nadal nie wiedziałam co mi jest. Nie zostawała mi nic innego jak poczekać na wyniki badań od ginekologa. Po wyjściu z przychodni zadzwoniłam do mamy:
- Cześć mamo, słyszałam co się stało. Przyjadę na pogrzeb, ale zostanę cały weekend. Jeszcze nie wiem czy sama czy z Radkiem bo jeszcze z nim nie rozmawiałam, ale chcę Cię uprzedzić, że się zatrzymam u Ciebie.
- Dobrze Kochanie, nie ma żadnego problemu. Bardzo cieszę się, że przyjedziesz tylko szkoda, że w takich okolicznościach. To była bardzo fajna i miła kobieta.
- Tak masz rację, lecz widzisz, życie ułożyło jej taki scenariusz. Szykuj w razie czego na dwie osoby bo podejrzewam, że Radek przyjedzie ze mną. Dobra muszę kończyć. Do piątku. Pa.
- Dobrze. Do zobaczenia. Pa
Wsiadłam w autobus i pojechałam do domu. Gdy przekroczyłam próg mieszkania Radek już na mnie czekał:
- Cześć, gdzie byłaś?
- Cześć, a ty co tak wcześnie w domu?
- Ja zadałem pierwszy pytanie.
- Byłam na uczelni i u lekarza. To teraz twoja kolej.
- Nie było pracy więc postanowiłem wcześniej przyjechać do domu. Po co u lekarza?
- Po receptę bo tą co dostałam ostatnio jak byłam okazało się, że jest zła. To fajnie. Słuchaj mam do Ciebie pytanie.
- Aha. Już się bałem, że coś się stało. Słucham?
- Dzwonił dzisiaj do mnie Marcin i powiedział mi, że umarła dzisiaj rano jego mama. W piątek jest pogrzeb i chciałam zapytać czy jedziesz ze mną?
- No jasne, jeżeli chcesz?
- Tak chcę. 
- To jadę. Wezmę wolne i pojedziemy autem.
- Dobrze, ale zostaniemy cały weekend w Gorzowie ok?
- Ok, u twoich rodziców?
- Tak, jeżeli Ci to nie będzie przeszkadzać?
- Nie, nie przeszkadza w ogóle.
- To super.
I wtedy pierwszy raz od tak długiego czasu Radek przytulił mnie i pocałował, a ja czułam jak ten mur wreszcie upadł i zaczynał się nowy rozdział mojego życia, a raczej naszego życia...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz